A little bit crazy crocheting lady

A little bit crazy crocheting lady

środa, 10 października 2012

O komentarzach

Kiedy zakładałam mojego bloga traktowałam go raczej jak intymny pamiętnik i miejsce, w którym przechowuję moje prace. A właściwie ślad po moich pracach, bo one zwykle szybko znajdują sobie nowy dom.

Nigdy nie pomyślałabym, że mogę liczyć na czyjeś zainteresowanie. A jednak. To mnie chyba jednak przerosło. Przepraszam i dziękuję.

Najpierw dziękuję, że ktoś tu w ogóle zagląda.

Przepraszam, że się nie rewanżuję a ten brak elementarnej kultury uzasadniam następująco:
Po pierwsze - zwykle nie wiem, co napisać. Wasze prace są fantastyczne, wiem ile kosztują pracy i serca. Reszta to banał. Nie lubię banałów. Więc nie piszę. Zawsze jednak w niemym zachwycie oglądam Wasze blogi i Wasze prace.

Po drugie - zwykle nie mam czasu i to na prawdę. Jeśli mam chwilkę to jest to chwilka ukradziona moim dzieciom lub nie daj Boże pracodawcy. Nawet jeśli zacznę coś pisać to w pół zdania któryś z chłopaków wskoczy mi na klawiaturę i po ptokach.

Wybaczcie mi, że nie okazuję wdzięczności. Dziękuję, tylko tak po cichu, ale zawsze z całego serca. Cieszę się z Waszych sukcesów i stale pamiętam, jak o dobrych znajomych.


haft biały




Mój pierwszy

Jeszcze do Appaloosy

A to jeszcze jedna firanka, która trafiła do USA. Motylki - wspomnienie lata.
Przeklinałam jedynie rozmiar okna...











Dziękujemy Pani Elu !

No i co tu powiedzieć mądrego?!
Nic innego jak z całego serca podziękować pewnej osobie za wielkie serce okazane jednemu małemu kowbojowi.
Michaś - serce moje - ma dziecięce porażenie mózgowe. Długo trwało zanim dotarło to do mnie i zanim udało mi się jakoś z tym uporać. Ale nie o tym miało być w tym poście.
Pani Ela - właścicielka gospodarstwa agroturystycznego w Jeleniej Górze - bez zbędnych ceregieli pozwalała mojemu synkowi jeździć na koniku do woli i nie brała za to ani grosza. Pisząc "do woli" mam na myśli wolę Michałka, bo jeśli chodzi o konika Filusia - to w pewnym momencie na nasz widok po prostu brał nogi za pas. Zapał Miśka do jazdy konnej był bowiem wielki, a Filuś to raczej flegmatyk przeżuwacz  - chociaż niezwykle uroczy.


W podziękowaniu za Filusia - serweta na stolik kawowy. Niech służy jak najlepiej.