A little bit crazy crocheting lady

A little bit crazy crocheting lady

niedziela, 22 lipca 2012

Appaloosa wzięta!

Non omnis moriar! Chciałoby się zakrzyknąć, choć moja twórczość jest bardziej nietrwała ode mnie. Ale z pewnością zostawiłam swój ślad tam, wiele kilometrów od domu. Swoją pieczęć. Linie papilarne. Kawałek mojej wyobraźni. Zmieniłam przestrzeń, która do mnie nie należy, ale na którą miałam przez chwilę wpływ. A nawet władzę. Wróciłam do domu a mój ślad Tam został. Chi, chi. Niezłe uczucie. Jak krasnoludek, który ludziom sika do mleka. No może to niezbyt udane porównanie. Dla ścisłości powinnam dodać, że mój syn (ma to z pewnością po matce) też swój całkiem spory ślad zostawił. Mianowicie zalał nowiutką wykładzinę wodą wcześniej wysmarowawszy ją dziecięcą wazelinką do pupki za 20 dolarów. O innych pomniejszych śladach nie warto nawet wspominać. Na czas jakiś Zapraszająca będzie pewnie bardzo wstrzemięźliwa i nie ma co liczyć na kolejną wyprawę.


Tapetowanie. Szkoda, że tego na zdjęciu nie widać: u góry śliczne oliwkowo-zielone różyczki, poniżej takież paseczki. Pomiędzy nimi drewniana ozdobna listwa. Reszta prac niestety, nieudokumentowana.



A kuku!
Małe molo - pomalowane, okolone grubą lnianą liną oraz lampkami solarnymi

Ten znak mówi sam za siebie. Nie mogłam się oprzeć, żeby go nie sfotografować. Amerykanów to nie dziwi....


 Ozdoba okna. Bardzo prosta w konstukcji roletka. Po prostu ściąga się sznurki i blokuje zwykłym odzieżowym stoperkiem.
I wyższa szkoła jazdy, czyli normalnie działająca roleta na trzy rzędy sznurka, ściągana z jednej strony.


Stacja kolejowa McHenry

Pomysłowy Jaś w samowolnej kąpieli

Pierwowzór Chipa i Dale'a.  Wbrew pozorom to nie były wiewiórki tylko takie zwierzątka

Świętowaliśmy 3 urodziny Michałka (to ten poniżej)

i Dzień Matki



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz