A little bit crazy crocheting lady

A little bit crazy crocheting lady

czwartek, 21 lipca 2011

koronkowe lampy

Coraz częściej spotykam przedmioty, które wcześniej w koronkach nie chadzały. A jednak w koronce im do twarzy. O szydełkowej lampie myślałam już dawno temu. Nie było okazji żeby plany wprowadzić w życie.
To mój plan na zbliżający się weekend. Zobaczymy co z tego wyniknie....



I co ty na to chłopcze?

Szydełkowe koty zapłoty

Ręcznie robione przedmioty mają swoją historię. Ta firaneczka powstała w ciekawych okolicznościach: połowę firanki udało mi się skończyć przed urodzeniem Jasia, drugą połowę zrobiłam kiedy Jaś był już po drugiej stronie brzuszka. Ta firaneczka powstała z miłości. Po prostu.

Mój Jaś

A oto inne firaneczki:



I własnoręcznie uszyte rolety na okna dachowe:



  
A na koniec ozdoba okienna:

Powiedziałam: na koniec? Skłamałam. Mam jeszcze coś do pokazania








 Człowiek się stara, wymyśla wzory, techniki i materiały...
A natura i tak jest zawsze lepsza!

Torebusia


Uczyniłam taką torebkę koronkową na próbę. Mam jeszcze wiele pomysłów i trochę pięknych nici, więc jeśli czas pozwoli - zrobię następne. Ta torebka czeka na nową właścicielkę.

Nowe życie lalki Rózi

Każdy potrzebuje czasami odmiany.... Ludzie i rzeczy.
Zaczęłąm od lalki, która wiele przeszła. Między innymi gwałtowną miłość mojego synka Michałka. Niektóre uczucia są jednak niszczące.
Łatwiej jest zmieniać innych, trudność polega na tym by zmienić siebie: zrobić plan i postępować konsekwentnie. Muszę się z tym zmierzyć. Teraz.

Coś na chłodniejsze dni

I na romantyczne spotkanie...

poniedziałek, 18 lipca 2011

Radość Neofity

No to sie narobiło!
Dużo czasu mi zajęło założenie prostego bloga, a przecież taka zdolna jestem. Widocznie nie w każdej dziedzinie.
Otwiera się przede mną tyle możliwości, że nie wiem od czego zacząć. Coś trzeba napisać, bo po to się bloga zakłada. Z drugiej jednak strony jaka szkoda, że taka piękna, czysta strona traci swą niewinność różową....
Zacznę od mojego życiowego motta. Życie jest podróżą jak mawiali starożytni, ale od naszej inteligencji zależy jakość tej podróży.
Moje podróżowanie jest kiepskiej jakości, ponieważ dojeżdżam do pracy ok. 100 km w jedną stronę i zajmuje mi to łącznie ze trzy godziny dziennie. Jeśli chodzi o jakość to przypomina ona dialog dojeżdżającego do pracy z filmu Barei „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”. Z drugiej jednak strony, jakże bogate życie towarzyskie toczy się w tych ciasnych busikach. Pozdrawiam moich kierowców, którzy zawsze na mnie czekają i pasażerów w mojej podróżnej niedoli.
Jak w życiu.... Trzeba zawsze szukać jaśniejszej jego strony. Bo może być gorzej. Choć czasem może być i lepiej. Więc chyba jednak ruszę swoje leniwe ciało, zadłużę się jeszcze bardziej (z wrodzoną sobie nonszalancją zignoruję wysoki kurs Franka) i zrobię prawo jazdy.  I tak dzięki swojej inteligencji polepszę jakość mojego podróżowania.
A kiedy mocno się wkurzę tak, że już dłużej nie mogę, to..... dziergam, dziergam, dziergam, aż cała moja agresja wyjdzie ze mnie jak nić z motka. I zaraz mi lepiej. I mąż się cieszy, i dzieci, i ogólnie atmosfera się poprawia. Polecam nerwusom.
Dość gadania. Czas na otwarcie. Przedstawiam moje dzierganki.

A oto debiut jednego z aniołków podczas obiadu z okazji chrztu Jasia:
Pasuje jak ulał na butelkę 1/2 litrową wody ognistej.


i pozostałe koronkowe ślicznotki